Zapraszamy do przeczytania rozmowy z gitarzystą zespołu Mateuszem "Buczyferem" Buczkiem.
Zespół istnieje od 2012 r. Jak przez te lata się zmienił?
Mateusz "Buczyfer" Buczek, gitarzysta Sweety Kitty: Zespół miał po drodze kilka skoków rozwojowych. W pierwszych dniach 2012 roku ja i dziewczyny rozpoczęliśmy pracę nad naszym pierwszym albumem - "Satan Is My Boyfriend". W tamtych dawnych, prostych dniach Sweety Kitty miało być jedynie takim "projektem studyjnym", gdzie ja nagrywałem wszystkie instrumenty do swoich muzycznych pomysłów, natomiast Ania (podpisująca się pod muzyką jako Ana von Scott), moja dziewczyna a teraz to nawet żona, oraz nasza przyjaciółka Marietta Balcerzak śpiewały do tego w duecie. Do grania koncertów mieliśmy wtedy inne zespoły.
Dopiero w 2014 roku dopadła nas fantazja żeby także Sweety Kitty zabrać na scenę. Poszerzyliśmy wtedy skład o niezbędną do koncertowania sekcję rytmiczną - na bas trafił mój brat Rafał Buczek, za perkusją usiadł nasz przyjaciel Bartłomiej "Świder" Świderek - oboje grali ze mną już od lat w innych zespołach. Debiut sceniczny udał się nam bardzo, wygraliśmy wtedy zgorzelecki przegląd kapel - Muzyczną Zadymę. Od tamtej pory łapaliśmy każdą okazję do pokazania się na żywo, jednocześnie pracując nad drugim albumem - "Living Dead Kitties".
Kolejny przełom nie był niestety postępem lecz regresem - Marietta wyjechała do Warszawy, gdzie mieszka do dziś, zostawiając Anię samą z mikrofonem. Mimo to koncertowaliśmy dalej, nawet więcej niż przedtem, w międzyczasie wypuściliśmy też album "Living Dead Remixes", który zawierał zremiksowane kawałki z "Living Dead Kitties", wzbogacone o kompletnie nowe aranżacje. Niestety pod koniec roku 2015 spadł na nas największy cios w naszej historii - życie Bartka skończyło się przedwcześnie i tragicznie. Zatrzymało nas to z oczywistych względów, odechciało nam się grać. Każdy z nas potrzebował czasu na żałobę. Muzyka, która zawsze sprawiała nam czystą radość nagle była przykra i kojarzyła się nam wyłącznie ze stratą Świdra. Odpuściliśmy na dwa lata. Wiedzieliśmy jednak, że Bartek żył muzyką tak samo jak my i nie chciałby byśmy przestali.
Pod koniec 2017 roku zacząłem powoli kształtować nowy, obecny skład Sweety Kitty. Wystartowaliśmy z nim w 2018. Mój brat Rafał przesiadł się z gitary basowej na perkusję. Na bas trafił do nas Mateusz Pażenczewski - kolejny wieloletni przyjaciel, który grał już z nami w ramach innych zespołów. Udało się także pozyskać nową wokalistkę - Jagodę Tkaczyk. Jagoda śpiewa w duecie z Anią, dzięki czemu mogliśmy wrócić do naszej oryginalnej koncepcji grania z dwiema wokalistkami.
Ruszyliśmy z koncertami oraz z pracą nad kolejnym albumem - "Auger Christ Superstar" - podobnie jak wszystkie poprzednie nasze płyty, ta także będzie zawierać ponad godzinę naszego autorskiego materiału. Kawałki z tego albumu publikujemy regularnie do dziś, jesteśmy z nim już w połowie drogi.
W sieci możemy już zobaczyć Twój teledysk "Shamanica", ale to nie jedyny nagrany w ostatnim czasie… Czy możesz zdradzić nieco więcej informacji? I przede wszystkim kiedy pojawi się w sieci?
"Shamanica" to moje solowe dzieło. Była moim powrotem do nagrywania solowych kawałków po 8 latach przerwy. Została przyjęta świetnie i jestem już pewien, że poza Sweety Kitty będę też nagrywał rzeczy w 100 % własne. Drugi teledysk nagrany w ostatnim czasie to utwór "Red Monster" - jednak i on nie jest tworem samego Sweety Kitty tylko kolejnego z naszych pobocznych projektów - Thousad Watt Shamans. To duet pomiędzy mną a naszym basistą Mateuszem - we dwoje komponujemy, gramy i śpiewamy nasz materiał. Teledysk "Red Monster" jest obecnie montowany. Nagrywaliśmy go na Zamku Czocha, zarówno wizualnie jak i muzycznie jest czymś kompletnie innym niż poprzednie twory. Tworzy go dla nas nasz kumpel Łukasz Gniadzik, ten sam który zmontował moją Shamanice. Nie chciałbym nakładać na Łukasza jakiejkolwiek presji, dlatego niestety nie mam jeszcze terminu jego publikacji. Za to mogę polecić kawałek, który razem z Łukaszem nagraliśmy w zeszłym roku - teledysk "The Trouble" Sweety Kitty. Wszystko można łatwo znaleźć na YouTube.
Kto pisze teksty, kto komponuje?
Muzykę Sweety Kitty komponuję ja. Teksty piszemy ja i Ania. Nie razem, lecz każdy swoje, mniej więcej pół na pół. Ostatnio także Jagoda napisała swój pierwszy tekst u nas - i to po czesku! Ale nasza czeska piosenka jest dopiero w przygotowaniu, podzielimy się nią gdy będzie gotowa.
Jakie zespoły ukształtowały Wasze brzmienie?
Naprawdę długo można by wymieniać. Staramy się mieć szerokie muzyczne horyzonty, na płytach eksperymentujemy z nieoczywistymi dla nas gatunkami, jednak Sweety Kitty powstało głównie z naszej pierwszej wielkiej miłości, która to do dziś płonie - Metalu. Cała masa rockowych i metalowych kapel kształtowała nas jako muzyków. Ale ogromny wpływ na Sweety Kitty miały też zespoły, które my sami tworzyliśmy wcześniej, przede wszystkim: Burn Alive, Dead Machines Factory i Misstress. To kapele, w których zaczynając od roku 2006 grałem przez lata i tworzyłem je z ludźmi, z których większość prędzej czy później trafiła do Sweety Kitty.
Ostatnio mogliśmy bawić się przy Waszej muzyce na Nocy Świętojańskiej, teraz Muzyczny Piątek… Gdzie kolejne koncerty?
Koncert w ramach Nocy Świętojanskiej nie był koncertem Sweety Kitty - zagrałem go jedynie ja i Ania. Grywamy coraz częściej skromne, akustyczne sztuki we dwoje. Zapuszczamy się w znacznie delikatniejsze rejony niż metal i rock, co jest dla nas rozwijające jako dla muzyków. Koncert w ramach Muzycznych Piątków będzie już sztuką Sweety Kitty - jednak i ten zagramy akustycznie. Z jednej strony wymaga tego sama koncepcja Muzycznych Piątków - które są mimo wszystko graniem dla rodzin w parku, więc raczej niekoniecznie sprawdzi się tu metalowy repertuar. Z drugiej strony i tak zmusza nas do tego obecna sytuacja – Rafał, który gra u nas na perkusji wyjechał do października i do jego powrotu możemy grać akustycznie albo wcale, gdyż ciężkie granie bez perkusji nie ma najmniejszego sensu.
Kolejny koncert damy podczas festiwalu na Stacji Wolimierz - Festival de la Conciencia Colectiva. Impreza będzie miała miejsce od 12 do 14 lipca, my gramy ostatniego dnia. Nie będzie to jednak znowu koncert Sweety Kitty lecz Pieśni Znalezionych w Sercu - to zespół Ani, kompletnie inny niż wszystko to, co robi ze mną, lecz tym razem ja także będę miał przyjemność zagrać z Pieśniami. Poza tym jest bardzo możliwe, że uda nam się wystawić także mały happening Teatru Wybrzmięk - kolejnego naszego projektu, który tworzymy z zaprzyjaźnioną artystką Małgorzatą Grabowską. Gosia odpowiada tam za aktorstwo, ja i Ania za muzykę, wychodzą nam z tego monodramy z recitalem. Dalszych scenicznych planów nie mamy ale nie wątpimy, że po drodze coś się ukształtuje, statystycznie grywamy coś nawet do trzech razy w miesiącu. Jeśli chodzi o samo Sweety Kitty to czekamy do października - strasznie mi brakuje przesteru na gitarze więc gdy tylko wróci do nas mój brat perkusista, to znów obniżę tonację i zagram coś naprawdę ciężkiego!
Czego możemy spodziewać się na piątkowym koncercie?
Piątkowy koncert, jak zapowiedziałem już wcześniej, będzie akustyczny. Mimo to gramy go jako Sweety Kitty, nie może więc zabraknąć pazurów. Zaprezentujemy klasyki rockowej muzyki, wpleciemy w to także kilka własnych numerów.
Jakie są wasze muzyczne plany?
Nie snujemy bardzo dalekosiężnych planów, poza tym by nie przestawać robić tego, co robimy. Na pewno chcemy dokończyć pracę nad albumem "Auger Christ Superstar". Na pewno wciąż chcemy łapać okazje do koncertowania, do października akustycznie, później w pełnym składzie. Poza tym pracuję obecnie nad albumem Thousand Watt Shamans oraz nad moim solowym - "Pary Night Beyond The Grave". Gramy, tworzymy i nagrywamy - planujemy nie przestawać.
Na scenie zadebiutowaliście w 2014 r. podczas Muzycznej Zadymy. Od tego czasu koncertujecie przy każdej możliwej okazji… Który z dotychczasowych koncertów przyniósł Wam najwięcej wrażeń?
Z koncertów zagranych pod nazwą Sweety Kitty najczęściej wspominam II Otwarty Złotoryjski Maraton Muzyki Rockowej w 2015 roku. Na obcej dla nas ziemi, gdzie żadnych naszych ziomków i znajomków nie było a głosowała publiczność, zdobyliśmy drugie miejsce na 15 kapel. Zwycięzca dostał kontrakt z pewną wytwórnią płytową, nam zabrakło 3 głosów. Było blisko.
Co jest najważniejsze w muzyce Waszym zdaniem? Bez czego nie wyobrażacie sobie dalszego grania?
Pasja jest w tym najważniejsza. Po śmierci Świdra straciliśmy tą pasję na dwa lata i wtedy muzykowanie przestało mieć sens. Muzyka potrafi być tak bardzo różnorodna i w tak wielu odmiennych formach tworzy piękno. W wielu różnych formach może ładować nasze baterie swoją energią, lub także poruszyć nas, wygenerować refleksję. To mnie fascynuje w jej tworzeniu. Możliwości rytmu i harmonii są nieskończone. Dlatego, jak wyżej - pasja jest najważniejsza.
Jak oceniasz muzyczną kondycję miasta/regionu?
Miasto Zgorzelec oraz cała nasza okolica nie przestają dostarczać nam okazji do zagrania na scenie, żyjemy w żywym miejscu. Gorzej sprawy się mają z ilością młodych kapel - pamiętam jak wiele ich u nas było, kiedy ja sam byłem szczylem, który chodził na lokalne koncerty i marzył o tym, by samemu założyć zespół. Kiedy mi się to udało no i niestety tendencja spadkowa się utrzymała, coraz mniej młodych ekip zakłada kapele. To jednak nie znaczy, że sytuacja nie może się zmienić. Rok temu odkryłem, że w Zgorzelcu powstał zespół The Rolling Thunder - chłopaki są w takim wieku w jakim ja byłem gdy zaczynałem, a na pewno grają lepiej niż ja wtedy. To dobry omen!
Czego mogę Wam życzyć?
Życz nam tego by nam się zawsze tak chciało, jak nam się chce :)
Dziękuję za rozmowę.
Dzięki!
Muzyczny Piątek ze Sweety Kitty już 5 lipca! O godzinie 18:00 widzimy się pod lipami na skwerze im. ks. Popiełuszki w Zgorzelcu. Warto wziąć ze sobą składane krzesełko turystyczne, kocyk albo matę piknikową.