Nie samą polityką człowiek żyje! Warto czasami odpocząć od przekazów dnia i poświęcić czas na bardziej egzystencjalne przemyślenia. Chciałbym, w kilku słowach, opowiedzieć o filmie, który niedawno oglądałem, a który bardzo mnie poruszył. Produkcja z 2007 roku, przypomniana przez jedną z telewizji, stawia nas bowiem przed ważnym pytaniem o granice wolności. Nie narzuconej, czy darowanej, ale tej nakreślonej sobie przez nas samych. Ile w wolności jest odpowiedzialności? Jaką cenę trzeba czasem zapłacić za niczym nie ograniczony kontakt z naturą. Czy wolnością można nazwać sytuację, w której musimy sprostać siłom przyrody, jednocześnie akceptując wszystko, czym nas natura obdaruje? Bez przygotowania, odpowiedniego sprzętu, narzędzi, z głową pełną ideałów i opisem z lektur przełomu XIX i XX wieku.
Film Seana Penna, który nie tylko go wyreżyserował, ale też jest autorem scenariusza, opisuje historię młodego chłopca postanawiającego zerwać ze światem rodziców, goniących za dobrobytem, uwikłanych w sieć wzajemnych kłamstw, gubiących w życiu to, co powinno być najważniejsze – miłość i wiarę w najbliższych. Historia opowiadana jakby od niechcenia. Powoli ciągnąca się, jak jazda amerykańską autostradą. Bez narzucania się widzowi z jednoznaczną oceną. Budująca w naszych oczach idealny obraz chłopca dążącego do realizacji marzenia o niczym nieskrępowanym kontakcie z naturą na Alasce. Z każdą kolejną chwilą coraz bardziej kibicujemy szlachetnemu młodzieńcowi, który zrywa wszelkie kontakty z rodzicami i siostrą, ze wszystkimi znajomymi. Pozbywa się samochodu, dowodów tożsamości. Pieniądze zgromadzone na studia przeznacza na cel społeczny. Nie zauważa bólu jaki towarzyszy najbliższym, chce żyć wolny i dla tej wymarzonej wolności poświęca wszystko. Kolejne etapy wędrówki są jak biblijne przypowieści, przestrogi dotyczące zagrożeń dorosłego życia. Nasz bohater je omija, jakby nie dotyczyły jego. Mamy nawet wrażenie, że to on jest dla spotykanych ludzi nauczycielem. Bez wad, bez uwikłania w przyziemne problemy. Konsekwentnie zmierza do idealnego świata, który ma zamiar spotkać na końcu drogi, na niemalże mitycznej Alasce. Dajemy się ponieść budowanej przez film solidarności z marzeniem głównego bohatera. Kto z nas nie chciałby zakosztować przygody, opisanej przez Jacka Londona? Wsłuchujemy się w narrację siostry bohatera, nie wiedząc jeszcze, że opisuje przeżyte wydarzenia już po finale tej wędrówki. A zakończenie okazuje się dla nas banalnie proste, łapiemy się na myśli, że było do przewidzenia, a mimo to, nie będziemy mogli się z nim pogodzić. I zostawia nas ten film z pytaniem o granice wolności. I swobodę dokonywanych wyborów, czy można zabronić komuś realizowania jego własnych decyzji.
Film rozgrywa się w latach 70-tych, kiedy społeczeństwo amerykańskie stawało się co raz zamożniejsze. Rodzice skupieni na pracy, dorabianiu się, zdobywaniu kolejnych dóbr materialnych zapominali często o potrzebach swoich dzieci, nie dostrzegali ich pragnienia czułości, miłości i wsparcia płynącego od najbliższych. Bardzo mi to przypomina polskie klimaty z lat 90-tych, ale – jestem o tym przekonany – przesłanie z filmu jest aktualne również i dzisiaj. Dlatego zachęcam wszystkich do sięgnięcia po ten film lub odnalezienie go w programie jednej z komercyjnych stacji. Nie będziecie żałowali spędzonego przed telewizorem czasu. Warto jest poznać „cenę za życie”!
Zwłaszcza, że opisana przez film historia wydarzyła się naprawdę.
Zwłaszcza, że opisana przez film historia wydarzyła się naprawdę.
tytuł: Wszystko za życie
reżyseria: Sean Penn
scenariusz: Sean Penn
produkcja: USA
reżyseria: Sean Penn
scenariusz: Sean Penn
produkcja: USA